środa, 30 września 2009

sydney

Po dwóch dniach w Sydney przyszła pora na podsumowanie: można by tu zostać na dłużej... Trzeba tylko pomyśleć jak to zrobić... Generalnie prawie przez dwa dni włóczyliśmy się po mieście i zauroczyliśmy się nim. Jest już ciepło, jest zielono, jest woda... bajka:) Dziś byliśmy w zoo i pozdrowienia od kangurów i koali leniuchów dla wszystkich. Byliśmy też na wycieczce po Sydney Opera House - godne polecenia. Wyhaczyliśmy najlepsze miejscówki w super cenie na operę Mozarta w dniu jutrzejszym, więc szykuje się kulturalny wieczór, a to chyba najlepszy sposób na przekonanie się o wartości tej Opery. Warto skorzystać z opcji tour + bilet na operę za 50 AUD na dowolne miejsca, my sobie wybraliśmy takie za 250 AUD:) Nie zabrakło wycieczki na Sydney Harbour Bridge, który zdecydowanie lepiej prezentuje się z odległości, bo na nim to tylko huk autostrady. Mieliśmy też okazję skosztować kuchni koreańskiej, gdzie samemu na swoim stole gotuje się jedzenie w takim specjalnym grilu. Generalnie miasto jest ostro kosmopolityczne: masa różnych nacji, super city obok starych domków, kanały i łódki. No i zdecydowanie najlepszym sposobem na poruszanie się są promy: szybkie, przyjemne i niezapomniane widoki:)

:):) Max doleciał, spał nawet w samolocie, co więcej chyba polubił latanie;)

Sydney oczyszczone, tylko na Operze widać żółtawo-pomarańczowy odcień, który jest właśnie wynikiem burzy. A wczoraj komentowaliśmy, że jest taka brudna:)

Foty będziemy wrzucać, ale te z dnia wczorajszego zablokowały się na karcie i miejmy nadzieję, że uda się je odzyskać...

Generalnie jest tak:



A jutro jedziemy na łażenie po Blue Mountains, czyli chyba pierwszy trekking;)

Pozdrawiamy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz