piątek, 23 października 2009

we did it!

Jestesmy juz w stolicy sportow ekstremalnych i przyszla kolej na kolejne ekstremalne przezycia... Tym razem rafting na Rzece Shotover i bungy baby;) Mielismy szczescie bo od rana swiecilo cudowne slonce, ale jak zwykle rano bylo zimno;) Rafting byl bardzo fajny. Fajna rzeczka;) Piekne widoki i kilka super rapidow (kasdad i szybkich zakretow o nazwach "kibel", "spluczka" i "gowno"). Po obczajeniu planow na nastepne dni podjelismy jedyna sluszna decyzje. Nie bylo latwo ale zabookowalismy skok w tandemie na moscie, na ktorym powstalo pierwsze komercyjne centrum skokow na bungy - Kawarau. Generalnie skakalismy jako ostatni, ale nikomu sie nie spieszylo;) Szczegolnie nam;))) Po krotkiej dyskusji na kladce z obsluga i odliczaniu od 5 spadlismy jak kamien w wode;) Doslownie bo wpadlismy do rzeki po dupe:))) Bylo strasznie ale zawaliscie! Generalnie to ja - Max - bylem tym odwaznym tym razem;) A teraz idziemy na zasluzona kolacje i dalej w droge do Te Anau, gdzie jutro zamierzamy zaliczyc fajny trekking i zobaczyc fiordy.

Max juz sie napisal, teraz kolej na mnie: skok byl straszny, nie wiem ile razy powiedzialam "nie skocze". Ogladajac film ze skoku plakalam po raz drugi;) Serio... Ale przynajmniej przekonalismy sie, jak dluga liste agrumentow ma obsluga, zeby przekonac cie do skoku;)

Pogoda niestety popsula nam plan zrobienia calego Milford Track, bo na jego znacznej czesci jest zagrozenie lawinami. Wiec jutro czesc Kepler Track (bo tez nie mozna zrobic calego z powodu zagrozenia lawinami), a potem zobaczymy co przyniesie nam pogoda;)

Pozdrawiamy z Queenstown! (Takiego lepszego Zakopanego, co nie Michal?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz